Biblioteka
01.jpg
http://biblioteka-gogolin.pl/nowa/jupgrade/images/stories/JSNImageShow/01.jpg
02.jpg
http://biblioteka-gogolin.pl/nowa/jupgrade/images/stories/JSNImageShow/02.jpg
03.jpg
http://biblioteka-gogolin.pl/nowa/jupgrade/images/stories/JSNImageShow/03.jpg
04.jpg
http://biblioteka-gogolin.pl/nowa/jupgrade/images/stories/JSNImageShow/04.jpg
"Tygodnik Krapkowicki” Nr 41 (650), 12 października 2010 r.
Na kolejny wieczór z cyklu "Spotkanie z autorem" dyrektor biblioteki publicznej w Gogolinie zaprosiła wrocławianina Marka Krajewskiego autora cyklu powieści kryminalnych z przedwojennym Wrocławiem w tle. A że to Wrocław przedwojenny, więc w cyklu tytułów nazwa po niemiecku :...Breslau". Gość wieczoru zaproponował trzy części spotkania: coś o sobie i swoich książkach, pytania czytelników i odpowiedzi na nie, rozmowy indywidualne i wpis do dedykacji.
O sobie i książkach. Z wykształcenia jest filologiem klasycznym i w związku z wykształceniem był pracownikiem naukowym na Uniwersytecie Wrocławskim. Zainteresowanie kryminałami to jego swoiste hobby, bo ludzie mają różne hobby. Po pracy na uczelnie nie myślał o deklinacjach czy koniugacjach łacińskich lub greckich, ale po powrocie do domu myślał o tym, co robi jego bohater. Napisał siedem powieści w tym pięć o przedwojennym Wrocławiu (w tytule: Breslau). Ta nazwa niemiecka wynikła z tego, że wydawca pierwszej jego książki nie chciał zaakceptować zaproponowanego tytułu, więc autor wymyślił kilka propozycji i wydawcy spodobała się nazwa "Breslau" w tytule. Tytuł książki musi być, po trosze marketingowy, a po trosze prowokacyjny. Oto autor Polak umieszcza niemieckiego policjanta Eberharda Mocka w Breslau. Kolejny cykl powieści umieszczany będzie we Lwowie- oczywiście też o tematyce kryminalnej. Matka pisarza i rodzina ze strony matki pochodzi spod Lwowa. Nasłuchał się cudownych rodzinnych opowieści o Lwowie, które opowiadał mu wujek. Opowieści te były jak żywe, kiedy autor odwiedził Lwów. Chodził po Lwowie, oglądał, podziwiał, fotografował, nagrywał na dyktafon wrażenia i relacje obecnych mieszkańców. I tak postanowił przenieść akcje swoich kolejnych kryminałów do Lwowa polskiego, tego dawnego, wielokulturowego. Pomysły na powieści – opowiadał gość wieczoru – rodzą się w różnych sytuacjach – w rozmowach z ludźmi, w czasie lektur (a bardzo dużo i szybko czyta), w czasie oglądania filmów, a nawet w czasie snów. Po napisaniu tych kilku powieści, nie chcąc chodzić „po własnych śladach”, coraz trudniej wymyślać nowe kryminalne intrygi, ale zawsze ma coś na podorędziu. Dalej gość opowiadał o technice swojej pracy. Rok kalendarzowy dzieli na trzy części. Od stycznia do połowy lipca siedzi i pisze powieść od godziny 5.00 do 10.00. pięć godzin bez względu na efekt pisania – parę stron, czy tylko parę zdań. Około godziny 11.00 w kawiarni robi prasówkę. Zaczyna od sportu, a potem inna tematyka z nastawieniem na szukanie tematu do książki. Po obiedzie w domu sięga po „wielką” literaturę (np. Dostojewski). Nigdy nie czyta kryminałów. I tak do 22.00 od połowy lipca wyjeżdża do południowej Wielkopolski, gdzie ma domek letniskowy. Od września do grudnia uczestniczy w spotkaniach autorskich. Też w ramach tego okresu jest na spotkaniu z miłymi czytelnikami w Gogolinie.
Pytania i odpowiedzi do Marka Krajewskiego
- Czy to, że zmienił Pan scenerię powieści, to już koniec Breslau?
- Tak, raczej, ale może...
- Czy Eberhard Mock w zamiarze pisarza był postacią odrażającą?
- Tak, to postać niekryształowa, nie idealista, rycerz, to człowiek skomplikowany z dobrymi i złymi cechami. Podobny do nas.
- Część powieści umieścił Pan w Opolu na wejściu na dworzec. Wejście było odgrodzone barierką dla wchodzących i wychodzących. Skąd pan to wiedział?
- Od prof. Myśliwca, który w Opolu uczęszczał do liceum i pamięta tę barierkę.
- Lubię pana opisy potraw, czy lubi pan gotować?
- Nie, chyba że jajecznicę. Ale jestem smakoszem. Moja żona dobrze gotuje. Przyglądam się potrawom w restauracjach i ich smakom. Uwielbiam dobre potrawy i stąd moje opisy. Jak piszę o potrawach, to chce mi się jeść. Czytelnik z Rybnika zaprasza mnie na potrawę śląską – roladę, kluski śląskie i „modrą” kapustę. Jeszcze tego nie jadłem, ale pewnie kiedyś zjem.
- Kto jest pierwszym recenzentem pana książek?
- To kilka osób, ale pierwszą osobą, jest moja żona, a potem trzech – czterech kolegów, tez absolwentów filologii klasycznej. Są dokładni w ocenach, ale bez śladu zawiści.
- Czy cykl lwowski będzie taki, jak wrocławski?
- Nie przeniosę się do innego miasta, ale nie wiem ,jaką książkę będę pisał od stycznia. Może Popielski ze Lwowa przeniesie się do Wrocławia 1946 roku i spotka tam na dworcu wyjeżdżającego Mocka?
- Czy pociąga pana tematyka powieści historycznej?
- Pociąga, ale żyje z pisania i muszę napisać jedną książkę na rok. Gdybym mógł pisać jedną książkę na 5 lat, to może napisałbym o pracownikach uniwersyteckich. Albo o roku 1612 i Polakach na Kremlu, kiedy Polska była silniejsza od Rosji. A może wyprawa podróżnicza do Afryki XIX wieku?
Były to między innymi rozmowy z bohaterami z pasją, bo „ ktoś bez pasji to tak, jak zupa bez soli”. W dalszej części spotkania na ekranie przewijały się zdjęcia z podróży po Polsce i różnych krajach. Pięknie wyglądały norweskie fiordy, wyspy, tradycyjne budownictwo, przymglone krajobrazy, przestrzenie ze śniegiem. Po opowieściach pytań wiele nie było, ale za to utworzyła się długa kolejka chętnych autografu Elżbiety Dzikowskiej.
Odwiedza nas 227 gości oraz 0 użytkowników.